Miejsce to polecało nam kilka osób i dlatego wizytę tutaj planowaliśmy od dłuższego czasu. W weekendy miało być prawdziwie po grecku – dobre jedzenie przy muzyce na żywo, dopełnione gorącym, południowym klimatem. A jak było w rzeczywistości? Minęło trochę czasu zanim mieliśmy okazję sprawdzić, ponieważ stoliki trzeba było rezerwować z minumum tygodniowym wyprzedzeniem i dopiero za trzecim razem nam się udało. Przyznam, że oczekiwania mieliśmy wygórowane!
O restauracji Paros w Warszawie
Trafiliśmy tutaj ostatecznie w dość zimny wieczór i kiedy wysiedliśmy z taksówki uwagę naszą przykuł pewien ciekawy szczegół. Przed wejściem znajdowała się grupka ludzi, którzy wyszli zapalić papierosa i wszyscy owinięci byli w identyczne koce, które zapewnione zostały przez restaurację, a do tego gromadzili się wokół specjalnie w tym celu ustawionych na chodniku lamp grzewczych.
Weszliśmy do środka, a przy wejściu przywitało nas dwóch dość sporych rozmiarów ochroniarzy. Przyznam, że to dość nietypowe jak na restaurację i trochę nas zaskoczyło, ale zapewne znajdowali się tam nie bez powodu, a ich zadaniem było zagwarantowanie spokoju w lokalu.
Kawałek dalej, pomimo mrozu na dworze, panowała już atmosfera wyjątkowo śródziemnomorska. Duże wnętrze urządzone jest po grecku, stoliki ustawione są dość ciasno, ale w taki przemyślany sposób, że mimo wszystko zapewniają sporo prywatności. W powietrzu unosił się niesamowity gwar rozmawiających i śmiejących się ludzi, a w pewnym momencie na małej scenie pojawili się Grecy i zaczęła się muzyka na żywo. Po jakimś czasie, kiedy wszyscy byli już najedzeni i wino powoli uderzało do głowy, ludzie zaczęli wchodzić na stoliki i tam oddawali się szalonym tańcom. My musieliśmy wyjść około północy i żałujemy, że nie mogliśmy zostać dłużej, ponieważ impreza rozkręcała się na całego!
A jedzenie? Przyszliśmy trochę wcześniej i kiedy jeszcze czekaliśmy na znajomych, zamówiliśmy sobie hummus z pieczywem. Okazało się to bardzo trafnym wyborem i pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne (a to ważne, ponieważ pierwsze wrażenie, jak wiadomo, można zrobić tylko jeden raz). Hummus był bardzo smaczny, a pieczywo podpiekane na ogniu – pyszne.
Niestety dalej było już trochę gorzej. Zamówiliśmy jeszcze kilka przystawek – kiełbaski cypryjskie, grillowany ser halloumi, grillowaną ośmiornicę i jeszcze duet kiełbasek – jedna wieprzowa, marynowana w czerwonym winie, a druga pikantna, wołowa z kminem rzymskim. Kiełbaski w duecie były identyczne, więc coś musiało pójść w kuchni nie tak jak powinno. Ośmiornica miała bardzo dobrą konsystencję, ale ilość marynaty powodowała, że jej smak był ledwie wyczuwalny.
Na danie główne zamówiliśmy wołowinę duszoną w czerwonym winie z papryką i bakłażanem, grillowaną ośmiornicę, grillowane krewetki i jagnięcinę duszoną w winie z tymiankiem. Dania te pozostawiły po sobie bardzo podobne wrażenie, ponieważ smak tych pysznych potraw schowany był za marynatą i przyprawami. Trochę szkoda! Wino w karcie jest greckie i portugalskie – niezbyt duży wybór, chciałoby się trochę więcej.
Podsumowując, jedzenie w Paros nie spełniło naszych oczekiwań, ale atmosfera w lokalu była naprawdę wyjątkowa. W centrum Warszawy można przenieść się na chwilę do prawdziwej, greckiej tawerny!