Wiecie co jedli gladiatorzy w starożytnym Rzymie? A jaki makaron, zdaniem National Geographic, najlepiej pasuje do świerszczy? Będzie też o kawie zbożowej i o tym, dlaczego Włosi traktują ją zdecydowanie lepiej niż inni Europejczycy, a doprowadzi nas tam miniaturowy makaron o nazwie orzo.
Czym jest Orzo?
Orzo może we Włoszech oznaczać trzy rzeczy.
Po pierwsze orzo, jak już wspomniałem, jest nazwą miniaturowego makaronu, przypominającego kształtem ziarenka ryżu i przez to powszechnie nazywanego również risini. Szczególnie popularny jest jako dodatek do różnego rodzaju zup, ale nie tylko. Kiedyś, kiedy gotowe słoiczki dla niemowlaków nie były tak powszechnie dostępne, młode włoskie mamy dodawały go bardzo często do domowych papek różnego rodzaju, które przygotowywały dla swoich małych pociech.
W bezpośrednim tłumaczeniu orzo to również jęczmień, który to ma we Włoszech bardzo długą historię. Przez długi czas było to najpopularniejsze zboże w starożytnym Rzymie, stanowiące podstawę diety legionistów i gladiatorów. Do tego stopnia, że gladiatorzy nazywani byli często „hordearii”, co mniej więcej oznaczało „jęczmieniożercy”. Miał im on pomagać w zbudowaniu odpowiedniej masy i wierzono, że do pewnego stopnia właśnie dzięki niemu tak spektakularnie prezentowali się podczas walk na arenach. Zarówno w przypadku legionistów, jak i gladiatorów absolutnie nie chodziło o walory smakowe, bowiem jęczmień najczęściej przerabiany był na kleistą pastę i w takiej formie spożywany był codziennie. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu… i tak aż do zakończenia kariery, ale najczęściej wtedy nie miało to już najmniejszego znaczenia.
Kiedy usłyszymy we Włoszech „orzo”, może też chodzić o dość popularny substytut kawy, czyli caffè d’orzo. Taki napój można zamówić w większości miejsc, w których podawana jest prawdziwa kawa i co więcej, najczęściej przygotowana będzie w tym samym klasycznym ekspresie przelewowym. Włosi do kawy zbożowej podchodzą trochę inaczej niż większość Europejczyków, a caffè d’orzo w ostatnich latach zdobywa coraz większą popularność.
Oczywiście żadna kawa zbożowa nie zastąpi espresso i tu nie ma się co oszukiwać, ale nawet Włosi mają świadomość, że po piątym strzale czarnego napoju, gdzieś tak wczesnym popołudniem warto już trochę odpuścić i postawić na coś bez kofeiny. W większości krajów europejskich kawy zbożowe popularne były najbardziej po II wojnie światowej i to nie z wyboru, ale z konieczności, ponieważ prawdziwa kawa była trudno dostępna i droga. Niestety takie skojarzenie tak bardzo zakorzeniło się w powojennej kulturze, że będzie to miało wpływ na nasze postrzeganie tego napoju jeszcze przez długie lata. W całej Europie, ale nie we Włoszech.

A dlaczego? Pewnie dlatego, że jednym z najważniejszych portów, do którego kawa przypływa nieprzerwanie od około trzystu lat jest Triest i dopiero z tego portu eksportowana jest ona do większości innych krajów Europy (było tak również w czasach powojennych). Być może po prostu Włosi nie doświadczyli tak bardzo jak inne narody braku prawdziwej kawy…
Kawa kawą, a makaron makaronem. Ostatnio makaron orzo dostąpił dość niezwykłego wyróżnienia za sprawą magazynu National Geographic, który to przedstawił swoim czytelnikom przepis na Orthopteran Orzo. Cóż to takiego? Makaron z owadami takimi jak pasikoniki, świerszcze, czy szarańcza. National Geographic zapewnia, że to danie nie jest tak dziwne jak może się w pierwszym odruchu wydawać, ponieważ owady te należą do tej samej grupy zwierząt co krewetki, homary i kraby.
W każdym razie ja to bym chyba wolał nawet taką jęczmienną pastę gladiatorów!
In pasta veritas.