Do Polski na dobre trafił prawie pięćset lat temu, po zawarciu Unii Lubelskiej pomiędzy Koroną Królestwa Polskiego i Wielkim Księstwem Litewskim, kiedy to kuchnia zza naszej wschodniej granicy zaczęła stopniowo przenikać do lokalnej tradycji kulinarnej (zresztą działało to również w drugą stronę). Odkąd ta letnia zupa raz do nas przywędrowała, bardzo szybko zdobyła dużą popularność i zadomowiła się nad Wisłą na dobre, choć po dawnej przyjaźni pomiędzy Polską i Litwą niewiele już pozostało.
Historia
„Bernardyn zmówił krótki pacierz po łacinie,
Podano w kolei wódkę, zaczem wszyscy siedli
I chłodziec litewski milczkiem żwawo jedli”
To fragment naszego „Pana Tadeusza”, który potwierdza, że chłodnik był w Polsce popularny już dawno, dawno temu, choć przyznam, że mnie połączenie chłodniku z wódką wydaje się dość osobliwe (no o gustach nie będziemy tu dyskutować).
W wersji klasycznej chłodnik litewski przygotowywany był na bazie zsiadłego mleka z dodatkiem wywarów mięsnych lub rybnych, a w wersji szlacheckiej nieodłącznym jego składnikiem były szyjki rakowe. W dawnych czasach nie dodawano za to rzodkiewek i czosnku, które we współczesnej wersji są praktycznie nieodzowne. Obecnie chłodnik przyrządzany jest najczęściej na kefirze, maślance lub jogurcie naturalnym i rzadko kto dodaje szyjki rakowe – choć nie powiem, kusząca jest myśl o spróbowaniu takiej wersji.
Mickiewicz w naszej epopei narodowej przekonywał też, że:
„Aby cenić litewskie pieśni i potrawy,
Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy”.
Z tym stwierdzeniem absolutnie się nie zgadzam i myślę, że spokojnie pyszny chłodnik można przygotować, zjeść i docenić w mieście. Zresztą nasz wieszcz też w to do końca nie wierzył albo też w pewnym momencie zmienił zdanie, ponieważ przebywając w Rzymie i Paryżu próbował organizować patriotyczne uczty z potrawami polsko-litewskimi. W kultywowaniu kulinarnych tradycji upatrywał nie tylko aspektów sentymentalnych i sposobu na zapewnienie gościom doznań smakowych, ale przede wszystkim traktował je jako ważny element definiujący tożsamość narodową.
Stare polskie tradycje kulinarne na szczęście przetrwały czasy historycznych turbulencji i dlatego chłodnik litewski ciągle obecny jest na stołach nad Wisłą – zarówno na wsiach jak i w miastach. Nasz w zamyśle powinien być lekki, a jednak sycący, zawiera dużą ilość dodatków no i oczywiście nie może w nim zabraknąć rzodkiewek i czosnku!
Czego potrzeba?
- 1 duży lub 2 mniejsze pęczki botwiny
- 500 ml kefiru
- 500 g jogurtu naturalnego
- 200g dobrej szynki
- Pęczek rzodkiewek
- 2 zielone ogórki
- 2 duże ząbki czosnku (lub więcej, wedle upodobań)
- Pęczek koperku
- Jaja – po jednym na każdy talerz – żeby danie było naprawdę sycące
- 100 ml świeżego soku z buraków
- Sól i pieprz do smaku
Jak zrobić Chłodnik po litewsku?
- Jaja gotujemy na twardo i kroimy w ćwiarteczki (oczywiście po wcześniejszym obraniu ich ze skorupek)
- Z botwiny odcinamy buraczki, obieramy je i kroimy w kostkę, a następnie drobno siekamy również liście i łodygi. Wrzucamy do garnka, zalewamy wodą i gotujemy przez około 15 minut. Po tym czasie odsączamy i pozostawiamy na chwilę do wystygnięcia.
- Wszystkie pozostałe warzywa drobno kroimy i wrzucamy do miski lub garnka (czyli rzodkiewki, obrane ogórki, czosnek i koperek), dodajemy też botwinę i pokrojoną szynkę. Trochę koperku zostawiamy – przyda się do posypania chłodniku już na talerzu
- Wszystko zalewamy kefirem i jogurtem naturalnym, dolewamy sok z buraków. Doprawiamy do smaku i wszystko dokładnie mieszamy
- Zajadamy bez opamiętania? Można już zajadać, ale tak bez opamiętania to dopiero jak chłodnik odczeka kilka godzin w lodówce i się „przegryzie”.
- Ugotowane jajka dodajemy już na talerzach i wtedy też dodatkowo posypujemy koperkiem