Jak udusić księdza? O pewnym księdzu myśliwym, który polowanie prawie przypłacił życiem, o tym dlaczego we Włoszech jakiś czas temu niechęć do księży była powszechna i o tym, że makaron jest dobry na wszystko – nawet na niewygodnego duchownego. Najlepiej podobno sprawdzi się casarecce i strozzapreti, ale żeby dowiedzieć się o co chodzi, musicie przeczytać dzisiejszą historię!
Historia makaronu
Casarecce to taki krótki skręcony makaron, który ma podobno przypominać zwój pergaminu. Pochodzi z Sycylii i dosłownie oznacza „przygotowany w domu”. Dłuższa forma tego makaronu nazywa się strozzapreti i miała być kiedyś sposobem na pozbycie się niewygodnych księży.
Co jakiś czas w Polsce z różną siłą przebijają się postawy antyklerykalne – czasem za sprawą filmu takiego jak „Kler”, czasem za sprawą jakiegoś księdza biznesmena, który zarabia pieniądze w niezbyt elegancki sposób, a czasem do publicznej wiadomości przebijają się informacje o dziwnych związkach i relacjach, na które z dwóch zaangażowanych tylko jeden miał ochotę. Patologie zdarzają się niestety wszędzie i zwykle bardzo szkodzą również tym porządnym i uczciwym, którzy do swojej pracy czy powołania podchodzą z sercem, tym którzy z takimi sytuacjami nie mają nic wspólnego. Różnego rodzaju niechęć do Kościoła nie jest domeną określonych grup społecznych, nie jest domeną Polską i nie jest wymysłem naszych czasów.
We Włoszech jakiś czas temu postawy antyklerykalne były całkiem powszechne – głównie dlatego że księża prowadzili niezmiernie wystawne życie, podczas gdy przeciętni zjadacze chleba nie mieli co do garnka włożyć, a do tego dochodziły wysokie podatki oraz prawie nieograniczona władza Kościoła i papieża. Kilka wieków temu przejawem niechęci do kleru miało być wymyślenie makaronu strozzapreti. W wolnym tłumaczeniu to makaron, który ma dusić księży – za sprawą kształtu, którym rzekomo łatwo się udławić (choć księża we Włoszech uważają, że z tym duszeniem to wcale nie chodzi o nich, tylko o mnichów).
Inna legenda głosi, że było jednak trochę inaczej. Kiedyś, gdzieś we Włoszech miał żyć pewien ksiądz, który uwielbiał polowania. Najwyraźniej preferował polowania samotne i pewnego razu znalazł się w bardzo trudnej sytuacji – w środku lasu bez zapasu jedzenia (widać pasja do polowań nie przekładała się bezpośrednio na skuteczność). Był tak głodny, że mógłby zjeść całego kurczaka albo nawet suchą polentę (tak głosi legenda), ale zamiast tego (jakimś cudem) trafił w miejsce, gdzie sympatyczna pani zaserwowała mu pewien makaron. Jadł tak łapczywie, że się zakrztusił się i zaczął się dusić. Sympatycznej pani udało się księdza odratować, a makaron zyskał nazwę strozzapreti.
Pomimo że często strozzapreti spotykany jest jako trochę wydłużony kuzyn casarecce, to jednak tak naprawdę wcale tak być nie musi. Strozzapreti przez wieki stał się popularny w całych Włoszech i w każdym regionie zmieniał się z biegiem czasu – do tego stopnia, że w niektórych miejscach ma kształt kwadratowy, a gdzie indziej określa się tym mianem różne rodzaje gnocchi i ravioli. Jest jedna tylko cecha wspólna strozzapreti – zawsze powinien być robiony ręcznie. Powinien.
In pasta veritas.