Miejsce, w którym zawsze można zjeść świeżą i smaczną rybę prosto z Bałtyku… takie coś to możecie przeczytać na każdym z popularnych portali turystycznych. My, jak zwykle, mamy dla Was historię związaną z tym wyjątkowym miejscem. Opowieść o ludziach, którzy postanowili nie zważać na to co myślą i mówią inni i na przekór całemu światu podążać za swoimi marzeniami!
Robert Frost napisał kiedyś tak:
„Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną –
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem”
O restauracji
Około trzydzieści lat temu, w miejscu gdzie dzisiaj prawie zawsze trzeba odstać kilka minut w kolejce, aby dostać pyszną, świeżą rybę, znajdował się stary, podniszczony budynek gospodarczy po byłej Centrali Rybnej. To właśnie w tym miejscu rozpoczęła się wspólna przygoda dwóch przyjaciół.
Otworzyli oni tutaj bardzo skromny lokal gastronomiczny, w którym sprzedawali słodycze, napoje i proste jedzenie. Na początku eksperymentowali z pizzą, ale szybko doszli do wniosku, że większy potencjał ma sprzedaż smażonych owoców Morza Bałtyckiego. Środki na rozkręcenie biznesu mieli bardzo ograniczone, za to głowy pełne marzeń i niezwykły, młodzieńczy upór w działaniu.
Pierwsze ryby smażyli sami, na przyniesionej z domu patelni, na turystycznym palniku gazowym. Stworzony przez nich trochę prowizoryczny bar szybko zaczął zdobywać popularność i stałych klientów, a to motywowało właścicieli do dalszego działania. Kłopot był taki, że miejscówka kojarzona była z punktem spotkań lokalnych pijaczków, a w bezpośrednim sąsiedztwie znajdował się stary, opuszczony miejski szalet. Jak przeskoczyć takie komplikacje?
Przyjaciele postanowili potencjalny problem przekuć w szansę. Za niewielkie pieniądze udało im się nabyć nadmorski „sroczyk”, który sami postanowili zagospodarować na lokal gastronomiczny, otoczony wygodnymi tarasami z widokiem na morze. Lokalni przedsiębiorcy i konkurencja wyśmiewali z pozoru absurdalny pomysł, z ciekawością (choć raczej nie z życzliwością) obserwując rozwój wydarzeń. Po latach nikt nie ma wątpliwości, że zwyciężyła otwartość umysłów, a śmieje się ten, kto się śmieje ostatni!
Warto tu zajrzeć, a kto wie, być może oprócz przygody kulinarnej wizyta w tym miejscu zbudzi lub wzmocni w Was potrzebę zbaczania z głównej drogi i wybierania mniej uczęszczanych szlaków – w podróżach i w życiu!