Przebojowa, wytatuowana babcia na Harleyu. Zawsze uśmiechnięta i serdeczna, która z chęcią przyjmie i nakarmi gości. Tak mniej więcej właściciele opisują Banjalukę – bałkańską restaurację w centrum Warszawy – jedną z bardzo wielu, ale na pewno jedyną w swoim rodzaju.
Banjaluka Warszawa
I coś w tym rzeczywiście jest – bo nie jest to jedno z tych nowoczesnych, wymuskanych i sterylnie czystych miejsc – o nie, nie – Banjaluka to zupełnie co innego – to miejsce z unikalnym charakterem.
Trafiliśmy tu na śniadanie w niedzielę… trochę przez przypadek. Obudziliśmy się dość późno – wiadomo – kiedyś trzeba odespać cały tydzień i ten kieliszek wina wypity w sobotę I tu pierwszy duży plus dla Banjaluki – śniadania w weekendy podawane są do godziny 13
Śniadaniowa oferta wpisuje się w trend – „do dowolnej kawy, śniadanie za 1 zł” lub odwrotnie „do dowolnego śniadania kawa za 1 zł”. W Banjaluce to akurat kawa jest za złotówkę… nie dowolna kawa, ale kawa po turecku – biała lub czarna – z dolewką. I dobrze, bo capuccino czy cafe late, które chcieliśmy zamówić byłoby zbyt grzeczne i nie pasowałoby do tej wytatuowanej babci na Harleyu.
Kolejny duży plus za to, że śniadania w karcie są bardzo oryginalne i rzeczywiście bałkańskie. My wybraliśmy Punjeni Paprika (grillowana papryka nadziewana jajecznicą z pieczonym bakłażanem), Sopski Pojadok (jaja w koszulce, sałata i hummus) i Debeo Palacinki (naleśniki z serkiem waniliowym i sosem cytrynowym). Nazwy trochę tajemnicze, ale i same śniadania niezbyt oczywiste.
No i na koniec dwie informacje praktyczne – niech będzie też trochę praktycznie – a co!
- Warto zarezerwować stolik – my mieliśmy chyba trochę szczęścia, że udało nam się wejść prosto z ulicy.
- Dla posiadaczy czworonogów – można z nimi wejść do środka… choć my akurat żadnego w środku nie spotkaliśmy.
Na śniadanie Banjalukę polecamy wszystkim tym, którzy chcą je zjeść trochę inaczej albo trochę później.
Czy polecamy na kolację… tego jeszcze nie wiemy – ale pewnie sprawdzimy niedługo!